Wraca temat seksafery w Szkole Podstawowej nr 3. Wiele jednak wskazuje, że rozsiewane po mieście plotki o rzekomym powrocie do szkoły zawieszonej dyrektorki nie są przypadkowe. W tle jest miejska polityka i… polowanie na wiceprezydenta Łukasza Politańskiego. Czy koalicjanci wciągną w tą grę także rodziców dzieci z „Trójki”?
Dzisiaj od rana w Szkole Podstawowej nr 3 rodzice będą zbierać podpisy pod petycją w sprawie usunięcia z placówki zawieszonej dyrektorki. W piątek w tej sprawie w trybie pilnym zebrała się rada rodziców, która ustaliła treść petycji. Dziś o godz. 9 ma ona zostać złożona w urzędzie na ręce wiceprezydenta Łukasza Politańskiego. Będą media, będzie głośno – to raczej pewne.
Reakcja rodziców to efekt plotki, która pojawiła się kilka dni temu „na mieście”. Głosi ona, że zawieszona we wrześniu dyrektorka szkoły wygrała proces dyscyplinarny i wróci do pełnienia obowiązków. W środowisku rodziców uczniów z „Trójki” zawrzało, bo większość z nich nie wyobraża sobie powrotu do szkoły zawieszonej dyrektorki. W większości rodzice pozytywnie oceniają też pracę dwóch wicedyrektorek, które kierują placówką.
Wiele wskazuje jednak na to, że plotka, która niewiele ma wspólnego z prawdą, nie została wypuszczona przypadkowo. Oburzenie rodziców kieruje się bowiem w stronę odpowiedzialnego za oświatę wiceprezydenta Łukasza Politańskiego. To do niego dzisiaj wybiera się delegacja rodziców z petycją. To Politański od początku był tą osobą, która swoją twarzą firmowała sprawę i przed mediami musiała tłumaczyć się z zaistniałej sytuacji.
A przypomnijmy, że afera gruchnęła we wrześniu, na początku kończącego się właśnie roku szkolnego, kiedy rodzice autystycznego dziecka poszli do prokuratury z nagraniem z dyktafonu, z którego wynikało, że odpowiedzialny za pracę z dzieckiem nauczyciel nie tylko źle odnosił się do wymagającego szczególnej uwagi ucznia, ale także… uprawiał czynności seksualne z jedną z nauczycielek.
Zamieszani w seksaferę nauczyciele w szkole już nie pracują, ale za nieodpowiedni nadzór nad ich pracą została zawieszona także dyrektorka (dodajmy z mianowania prezydent Marioli Czechowskiej). Tak decyzję we wrześniu podjął wiceprezydent Politański. Także we wrześniu ubiegłego roku sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny dla nauczycieli przy wojewodzie łódzkim, który w styczniu orzekł, że dyrektorka była winna. Chodziło o zatrudnienie nauczyciela widniejącego w centralnym rejestrze orzeczeń dyscyplinarnych. Dyrektorka szkoły od decyzji się odwołała do komisji dyscyplinarnej przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. 11 czerwca komisja faktycznie uchyliła decyzję z pierwszej instancji, ale nie oznacza to, że uznała dyrektorkę za niewinną. Komisja cofnęła bowiem sprawę do ponownego rozpatrzenia w Łodzi. Sprawa więc wciąż jest w toku, wróciła do punktu wyjścia.
Wydaje się więc, że w cale nie o dyrektorkę, szkołę, a tym bardziej dobro uczniów tu chodzi. Wiadomo, że społeczny gniew za tę sprawę spadnie na wiceprezydenta. Prezydent Mariola Czechowska od początku afery w SP3 milczy (wybuchła ona rok temu w szczycie kampanii wyborczej). Zresztą w ostatnim czasie trudno ją zastać w urzędzie. Magistratem rządzi wiceprezydent Dariusz Matyśkiewicz, a cała sprawa z SP3 ma uderzyć w drugiego z wiceprezydentów – Łukasza Politańskiego. Dlaczego, skoro o człowiek prezydent Czechowskiej?
Od dłuższego już czasu mówi się, że wielką chrapkę na powrót do wiceprezydenckiego fotela ma Ewa Skorupa, która wiceprezydentem od oświaty była w latach 2002-2006 za czasów pierwszej kadencji Marka Chrzanowskiego. Przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi Ewa Skorupa zbliżyła się do PiS, z list tej partii startowała w wyborach, choć przez lata związana była z Plusem. Manewr ma być więc załatwiony w białych rękawiczkach, teoretycznie bowiem PiS dostanie wiceprezydenta, choć faktycznie będzie dwoje wiceprezydentów związanych z Plusem.
Czy tak się stanie, na razie nie wiemy, ale wiele wskazuje na to, że plotka o powrocie dyrektorki do SP3 nie została wypuszczona przypadkowo. Niestety nieświadomie zostali w tę intrygę wciągnięci rodzice uczniów z placówki na Żołnierzy POW. Trzeba ich zrozumieć, bowiem działają pod wpływem emocji, w dobrej wierze, chcąc jak najlepiej dla swoich dzieci. Dobrze by mieli świadomość, że mogą być narzędziem w politycznej rozgrywce.